Skip to main content

Gospodarstwo naszego pradziadka składało się z dużego domu o 6-ciu mieszkalnych pomieszczeniach i kuchni. Była też  duża obora, stajnia, chlew i spichlerz . Ten spichlerz przetrwał długo , tak , że ja mam go jeszcze w pamięci . Była to taka duża piwnica, wymurowana w ziemi , na zewnątrz obłożona grubą warstwą ziemi   W upalny dni , chętnie tam właziłem , aby zaznać chłodu. Była również na gospodarce drążona przez nich, studnia. Najstarszy człowiek we wsi („ Spas” ) opowiadał,  że pradziadek przyjechał końmi , które były ówcześnie jedyne na wsi . Pozostali  gospodarze  mieli 4-ry woł. Należy  sądzić , że ta opowiastka jest  prawdziwa , gdyż  podaje takie szczegóły , że studnia  w połowie była kopana w ziemi, a w połowie wykuwana w skale. Studnia na pewno była , bo ja ją pamiętam  Mówiono, że była bardzo głęboka , co może być też prawdą , gdyż  była położona  w ogrodzie na wzniesieniu, a ogród w kierunku do rowu coraz bardziej  się obniżał. Z takiego ułożenia wynikała potrzeba , większej głębokości , aby była w niej woda . Z mojej pamięci wynika, że popadała ona w ruinę , a ja często się tam bawiąc, wrzucałem kamienie i kawałki drewna . Podczas tych zabaw starsi zawsze ostrzegali przed upadkiem, bo jest bardzo głęboka. Bronek lepiej pamięta i mówił , że już przed 1930 rokiem nie była używana i , że nikt jej nie chciał doprowadzić  do stanu używalności . Wymagała gruntownej naprawy , gdyż  cała obudowa i szalunki były już pognite i należało ją oczyścić i pogłębić. W roku 2008, podczas naszego, już trzeciego pobytu, odnaleziono ją. Pozostał po niej tylko dołek. 

We wcześniejszych latach , na wiosce była również karczma , gdzie jej mieszkańcy „zalewali robaka”, ale  szkoły jeszcze nie było . Widać , że mój przodek(chyba dziadek) był światlejszym człowiekiem , bo od  Żyda wykupił karczmę i grunt  ,  na którym stała . Następnie ją zburzył i na jej miejscu pobudował szkołę , do której ja również chodziłem . Właściciel karczmy po jej sprzedaniu przeniósł się do Monasterzysk . Mogło się to dziać około roku 1893 . Z danych Centralnej Komisji Statystycznej  za rok 1893 , wynika , że na Hucie były 4 osoby o wyznaniu izraelskim  . Należy sądzić , że to  właściciele  karczmy . Z tego wynika , że szkoła mogła być wybudowana  około 1893r. W tym roku mój dziadek Franciszek miał 33 lata (ur. w 1860r. ) .W czasie wojny wybudowano drugą szkołę i nazwano ją nową (patrz zdj . nr 27 ) . Z tych danych statystycznych wynika , że powierzchnia wioski wynosiła 2,35km kwadratowych . Było 75 domów , a mieszkańców 437 . Mężczyzn 213 i kobiet 224 . Rzym-kat 426 , greko – kat . 7 . Ogromna większość to Polacy , gdyż 430 osób posługiwało się językiem polskim . Językiem ruskim tylko 7 osób i była to chyba rodzina Łesiw . Początki tworzenia się Huty Starej mogą sięgać    połowy  XVII w. , gdyż po zawarciu  w 1699r. pokoju z Turkami , Kamieniec Podolski wraz  z  Podolem został zwrócony Polsce .W tym czasie zintensyfikowała się  emigracja z Polski Zachodniej na ówczesne południowo-wschodnie ziemie dawnej Rzeczypospolitej . Najstarsi mieszkańcy . powiadali , że początek wiosce dali  hutnicy , którzy wytapiali szkło i z  niego wyrabiali różne przedmioty . Były tam huty szkła, stąd pochodzi nazwa . Jest sprawą pewną , że mieszkańcami wioski byli Polacy , gdyż ogromna większość nazwisk jest pochodzenia polskiego . Mają końcówki polskie ,..ski ,cki  : Karpiński , Dobrucki  lub Bobik itp . Stąd można wnioskować , że np. nazwiska  Romanów , Łesiw są napływowe .  Podobnie było z wieloma innymi polskimi wioskami , sąsiadującymi z naszą miejscowością  . Np. Huta Nowa , Huta Szklana , Korościatyn ,  Dobrowody  itp . Również  większość mieszkańców Monasterzysk była Polakami .   Pozostaje jednak zasadnicze pytanie , skąd nasi przodkowie tutaj przywędrowali ? .W opowiadaniach najstarszych ludzi , istniały dwie wersje . Obie jednak  niosą  informacje , że nasz przodek był bardzo  bogaty i przywędrował z dalekich wschodnich stron . Dwóch braci wędrując  na zachód , zatrzymali się w Monasterzyskach . Ludzie opowiadali nawet , że zatrzymali się u  hrabiego Młodeckiego ?.( Ten ostatni wątek dotyczący Młodeckiego  należy poddać w wątpliwość , gdyż  Młodecki  zakupił Monasterzyska  i ziemskie dobra  wraz z  folwarkiem Hutą Starą  dopiero w 1867r, a  ród nasz na Hucie był już przed rokiem 1779).  Jeden z braci  zachorował i pozostał , drugi  powędrował dalej . Ta wersja może być prawdopodobna , gdyż oprócz naszego gniazda Romanowów w Hucie Starej , było drugie na nowosądecczyźnie . Może to po drugim bracie  ? . Stanisław Romanów , który ze mną pracował na politechnice pochodził  spod Nowego Sącza . Mówił , że tam jest dużo ludzi o tym nazwisku . Ponadto jest miejscowość Rymanów . Może to pochodne od nazwiska ?.  Prawdopodobnie , ten , który zachorował , po wyzdrowieniu , zakupił dobra ziemskie , ożenił się  i tam pozostał . Ta wersja może być prawdopodobna  z następującego względu .W ostatnim czasie , mój bratanek Roman s. Bronisława odkrył ciekawą informację  . Na  wojskowej mapie z 1925 (patrz niżej , zdjęcie 29) , a korygowanej w 1923 ,  na północ obok Monasterzysk ,  istnieje mała osada o nazwie Romanów (powiększ mapę   i na północ od napisu Monasterzyska , na tle niebieskiej rzeki jest napis Romanów lub popatrz na zdjęcie 11) ) .Obecnie jej nie ma , gdyż została wchłonięta przez Folwarki , które są  aktualnie  integralną częścią  Monasterzysk . Jej zniknięcie  można kojarzyć z czasami  , gdy Rosjanie  wkroczyli na nasze tereny , to  władza  bolszewicka  likwidowała wszystko co mogło kojarzyć się z  okresem carskim . Ta  nazwa  kojarzyła się jak najbardziej . Nazwa Folwarki na pewno pochodzi , od co najmniej dwóch istniejących tam folwarków (dużych gospodarstw) , które musiały tam istnieć. Wyżej wspomniałem o ich sprzedaniu razem z Monasterzyskami  w 1844r . Z miejscowości Romanów do Huty Starej jest tylko około 7 km .  Nie jest nie możliwe, że temu  przodkowi  w tej miejscowości było  ciasno, i zakupił duże połacie  ziemi w okolicy naszej  Huty i tam pozostał (może stąd przyjechał tymi końmi ?) , dając początek naszej linii . 

Jednak ta wersja zawiera istotną wątpliwość , w wątku , że bracia przywędrowali do hrabiego Młodeckiego . Jeżeli w ogóle przywędrowali  do Monasterzysk i do hrabiego , to był , to któryś z Potockich .

Nie był to Młodecki . Młodecki zakupił dobra monasterzyskie wraz z Hutą Starą  dopiero w 1867r. Tymczasem nasz  ród na Hucie był już przed rokiem 1779( rok urodzenia Teresy  i przed 1751, gdy Huta należała już do parafii w Monasterzyskach ) . Natomiast dobra monasterzyskie były w posiadaniu rodu Potockich od 1630 do 1844r. Uwzględniając , że są to przekazy ustne , ta drobna pomyłka na przestrzeni wieków z łatwością mogła się zdarzyć , podczas przekazywaniu jej z ust do ust .

 Na zdjęciu 27 przedstawiłem schemat centralnej części naszej wioski i dawny obszar naszej  Huty na współczesnym ujęciu satelitarnym (zdjęcie 28) . Te widoczne ciemne plamy to drzewa i krzaki .

 27) CENTRALNA  CZĘŚĆ  HUTY STAREJ , z moich dziecinnych lat .

 W dawnych zwyczajach było , że ojciec umierając , dzielił swój majątek na dzieci  i one robiły to samo . Ponadto dawne rodziny , szczególnie na wsiach , były bardzo liczne. Mój stryj Stach miał 12-ro dzieci , mój ojciec 6-ciu synów . Jeden pierworodny  Karol umarł, gdy był jeszcze dzieckiem . Takie podziały majątków  doprowadzały do rozdrobnienia pojedynczych gospodarstw.

28)

28)WSPÓŁCZESNE ZDJĘCIE SATELITARNE NASZEJ BYŁEJ  HUTY  : 1) cmentarz . Tutaj są pochowani rodzice i pierwszy brat Karol . 2 ) krzyż kamienny . Postawiony w 1848r. na pamiątkę zniesienia pańszczyzny .3) zagroda stryjecznego brata Szymona . 4) plac po spalonym kościele . Stoi tu jeszcze krzyż dębowy , który nie spłonął . 5 ) centralny plac „ Murawa” .6) nasz dom i ogród .Na końcu cmentarza po prawej stronie widoczny biały mały punkcik , to jest św. Jan .( oglądając –powiększ 150% ,  jest on dobrze widoczny ). Od prawego-dolnego rogu naszego ogrodu , słabo jest widoczna schodząca w dół  droga  . Ciągnie się ona , wzdłuż  całej wioski .Był to ciąg zabudowań zwany Drugi Bok . Podobny słabo widoczny jest ślad zabudowań części wioski zwany  Burdygi . Zaczyna się od kościoła i ciągnie się wzdłuż górnej części wioski .W środku ,  pomiędzy tymi drogami  , przez całą wieś jest rów .Zaczyna się od dolnej części naszego ogrodu .

Biorąc te  fakty pod uwagę , to skoro majątek naszych przodków był dzielony na kilka pokoleń  o licznym potomstwie  , a mój tato miał jeszcze duże gospodarstwo , to można mówić o dużej fortunie naszych przodków . 

Mój  ojciec ożenił się z Marią Cisakowską , z Huty Nowej (patrz. zdjęci nr 29) . Mama była od ojca młodsza o 10 lat ,a gdy wychodziła za mąż miała  lat16 . Stąd wynika , że ślub odbył się w 1912r. , chyba w Monasterzyskach  , w naszej ówczesnej parafii . Rodzice mieli 5-ciu żyjących synów : Bronek ma obecnie 88 lat , Tadek 85   w tym roku umarł (23 11 2007) , Karol zaginął na wojnie w 1945r., Gienek  mając 69lat , umarł w 1999r. i ja Franciszek najmłodszy  mam 75 lat. Pierwszy syn naszych  rodziców , Karol  mógł urodzić się  w 1913 , a zmarł 1915r. Ja będąc małym chłopcem zapamiętałem jego grób . Był on pod świerkiem , przy ścieżce , która prowadziła do wioski skrajem cmentarza . Obok rosła czereśnia . Będąc pierwszy raz na Hucie , w 1995r , po 50 latach ,od jej opuszczenia , widziałem , że był jeszcze stary i spróchniały jej pień . Również na naszym ogrodzie stał też taki pień po czereśni , na którą często właziłem  podjadać soczyste i smaczne tzw. „bahrowe”  owoce.

29)MAPA  okolic Monasterzysk z 1925r. Na północ   od Monasterzysk jest miejscowość Romanów . Monasterzyska  znajdują się tutaj na dolnym końcu niebieskiej „wstęgi-rzeka ”Koropiec , zaś na płn-zach, znajduje się Huta Stara . Wyżej nad Starą ,  jest Huta Nowa , skąd pochodzi moja mama .(Powiększ) . 

Rodzina nasza była  w miarę aktywna społecznie . Ojciec przez wiele lat ( trzy kadencje) był wójtem , naczelnikiem  , a dziadek posłem do senatu austriackiego . Wujek Karol opowiadał mi , że  dziadek był u samego cesarza , ze skargą na dziedzica , który niemiłosiernie dręczył swoich  poddanych . Cesarz obiecał , że sprawa będzie załatwiona  i gdy  dziadek  wrócił , tak się stało .To mogło się zdarzyć  około roku  1848r. ,  gdyż wtedy w Galicji zniesiono  pańszczyznę (dokładnie 17 kwietnia) . W tym czasie właścicielem Monasterzysk i między innymi Huty Starej był Karol Bako de Hette . Na  pamiątkę zniesienia pańszczyzny , postawiono na naszej wiosce krzyż kamienny , który do dziś tam stoi (pozycja 4 na zdj. 27 lub zdj. 36 w częsci 6) . Starsze pokolenie  darzyło wielkim szacunkiem  cesarza, a wujek mówił , że  był  on bardzo dobrym człowiekiem i troszczył się o swoich poddanych .Ojciec nasz  podczas pierwszej wojny światowej służył w austriackim wojsku i podczas bitwy dostał się do rosyjskiej niewoli .Musiał tam niezłą biedę pędzić , bo gdy wrócił, dosyć późno po wojnie , był bardzo wychudzony, w szynelu (płaszcz wojskowy ) i z brodą do pasa . Musiano się tam nad nim znęcać , bo po powrocie , aż do śmierci chorował na nerki i one prawdopodobnie były przyczyną  jego zgonu .Rodzinie naszej żyło się dobrze do drugiej wojny światowej . W czasie jej  trwania bandy ukraińskie  dwa razy  napadły na naszą wioskę i dwa razy ją spaliły , a ludność częściowo wymordowały .  Również nasze gospodarstwo  mimo , że wszystko było murowane zostało całkowicie zniszczone . Do wszystkich budynków naniesiono słomy i wszystko podpalono . Nam przyszło się tułać, jako bezdomni  ludzie , po Hucie Starej i po Monasterzyskach . Początkowo bandy ukraińskie   szczególnie   prześladowały i mordowały  księży , inteligencję i wszystkich , którzy pełnili  obowiązki  w administracji i zajmowali się działalnością społeczną . Później wszystkich to samo spotykało .

W naszej rodzinie wychowywano nas w duchu katolickim , z  mocnym zabarwieniem patriotycznym . Głównie  o to troszczyła się nasza matka . W domu była zawsze literatura i książki . Zapamiętałem duży zbiór , na strychu , czasopisma katolickiego „Rycerz Niepokalany” . Wspólnie czytano książki i pisma katolickie . Zawsze mocno przeżywałem powieści przygodowe , a  przeżycia bohaterów  próbowałem  realizować  na naszych pięknych polach i lasach  podczas zabaw  . Ze strachem  słuchałem czytane lub opowiadane   różne wróżby, kabały i przepowiednie Wernyhory.

Brat Karol należał do patriotycznej organizacji  „Strzelczyka” .Wyjeżdżał na różne obozy i szkolenia , skąd przywoził dodatkową literaturę na tematy patriotyczne . Raz z obozu zimowego przywiózł narty . Był to jedyny egzemplarz na naszej wiosce . Podczas częstego używania  i przy  braku umiejętności jeździeckich , były ciągle  łamane .  Naprawy przy pomocy blachy i gwoździ , spowodowały , że ich ciężar mocno się zwiększył .Starsi bracia , Bronek i Tadeusz, chodzili codziennie do szkoły  w Monasterzyskach , odległych od  naszej wioski o 7 km. Później do Stanisławowa , ale tam już mieszkali . Ówczesne szkoły i kadra pedagogiczna , z wielką troską wpajały w młodzież  patriotyzm i miłość do nowo powstałej ojczyzny . Czynił to również kościół , najpierw w Monasterzyskach , a później  wielki patriota ks. Kania , w nowo powstałej naszej (1924)  parafii w Hucie Nowej. Myślę , że to wszystko co w nas wpojono i ciężkie doświadczenia  okresu  wojny  , poskutkowało  wielką  pracowitością , uczciwością  i chęcią zdobywania wykształcenia . Bronek ukończył średnią  szkołę jeszcze w Stanisławowie . Po wojnie Tadek zrobił  maturę , Gienek ukończył Akademię Medyczną i był dobrym lekarzem . Ja Politechnikę we Wrocławiu i  później zostałem profesorem i pracowałem na uczelni . Bronek i bratowa zawsze troszczyli się o nasze wykształcenie i w miarę ich możliwości  pomagali nam. Niezależnie od naszej nowej parafii , o której wspomniałem , ludność z wioski , na  różne uroczystości  i święta gremialnie chodziła do Monasterzysk . Rano uczęszczano na msze św. , a wieczorem na uroczyste nieszpory . Większość z nich w ciepłych porach  roku , tę trasę przemierzała  boso , a tylko nieliczni w obuwiu . „Bosi” dopiero w mieście  ubierali  , na ogół jakieś liche obuwie .

W wiosce było dwie szkoły . Stara murowana i nowa z gliny . Nową zbudowano , gdyż planowano uruchomić kształcenie systemem dziesięciu klasowym . Przed wojną nauka odbywała się w miarę bez żadnych zakłóceń . Gorzej było podczas wojny . Na wiosce było dużo biednych  rodzin . Stąd    dzieci korzystały  z dożywiania . Dostawały chleb  , kawę , mleko  albo  kakao . Mówiło się , że dzieci chodzą na kawę . To dodatkowe dożywianie , wzbudzało u dzieci większą  chęć do nauki i do częstszego przychodzenia na lekcje . Ja również byłem członkiem tej „kawy”. Obie szkoły byłe położone naprzeciwko naszego domu (zdjęcie nr.27) . Było to  dla nas korzystne , bo nawet w czasie krótkiej  przerwy można było wyskoczyć na ciepłą strawę . Raz przybiegłem na drugie śniadanie , na  dobre  flaki . W pośpiechu tak szybko jadłem , że jeden długi flaczek , zamiast do żołądka  przewiesił się w gardle . Gdyby nie kilka mocnych uderzeń mojej matki  w moje  plecy , mogłoby być bardzo nie dobrze .Od wczesnej wiosny do późnej jesieni , na ogół dzieci wypasały krowy , kozy lub też czasami konie . Najczęściej wypasano bydło na zbiorowej , gminnej łące zwaną Tłoką (może od tego , że tam był zawsze tłok bydła) . Po zbiorze zbóż pasiono na ścierniskach  oraz w  państwowym i w  prywatnym lesie hrabiego Młodeckiego . Był to okropny czas , bo pastuszkowie chodzili  boso . Na ogół ich stopy w tym czasie byłe pokryte pęcherzami i ranami .To był skutek  ostrych kolców , szkieł , ściernisk lub innych nie przyjaznych  przedmiotów . Bolesne to było, ale trzeba było sobie jakoś radzić . Podpierano się kijami i „kalekując” na piętach , lub bocznych krawędziach stóp . Trzeba było wstawać  o świcie . Na ogół o kubku mleka , jeszcze ciepłego bo  dopiero co udojonego , i suchej kromce chleba , szło się każdego dnia na „spacer” ze swoimi krówkami . Pamiętam  , gdy przyszła pora wczesnego wstawania  , zawsze słyszałem parokrotne wołanie mamy „Franku wstawaj „ . Dla nas najpiękniejszymi dniami były niedziele i święta . W tych dniach pastuszkami stawali się głównie nasi ojcowie , a myśmy dowoli spali . Była wielka radość , bo dzieciaki miały wolne . Wreszcie można było się wyhasać i pobawić się do woli  na centralnym placu(zwanym Murawą) obok naszego domu(zdjęcie nr27)  i powałęsać się po polach i lasach .Był to okres wielkiej biedy , bo w ramach obowiązkowych kontyngentów  większość płodów rolnych i inny żywy dobytek zabierał okupant . Wielkim dobrodziejstwem były lasy , gdzie zbierano jego płody . Poziomki ,  maliny , jeżyny  i  grzyby . Co uzbierano , głównie sprzedawano  w pobliskim  mieście .Biedniejsi ludzie zbierali chrust na opał , nosząc go do swych domostw na plecach . Zbierano również grubsze drzewo . Po pocięciu i  pokłuciu robiono z niego wiązki , a potem  sprzedawano w mieście  na opał . Dodatkowo trzeba było karmić partyzantów polskich i rosyjskich . Podczas , gdy wojska niemieckie  napierały , to część Rosjan nie zdążyło uciec i pozostali w naszych lasach . Nocami podchodzili do domostw , prosząc o kawałek chleba . W zamian zawsze obiecywali , że „gdy nasi przyjdą to my z waszej wioski zbudujemy miasto”. Tymczasem przynieśli nam okupację i socjalizm , obozy  , więzienia  i śmierć polakom , którzy chcieli wolną Polskę .Nasi partyzanci byli mało skuteczni . Brak broni i amunicji uniemożliwiało im podjęcie jakiej kolwiek walki , czy obrony polskiej ludności . Przed  napadem ukraińskiej  bandy na naszą  Hutę  pojechali oni  „bronić ”polskiej  wioski  Pużniki  , na którą prawdopodobnie miano napaść . Jak się okazało , były to fałszywe informacje , a nas w tym czasie spalono i częściowo wymordowano . Również mieszkańcy naszej wioski , nie byli w stanie dać skuteczny opór bandytom . Nasz brat stryjeczny Szymon i brat Bronek , w czasie napadu , usiłowali użyć karabinu , ale był on nie  skuteczny . Było to przy kapliczce św. Jana (zdjęcie nr 27) , gdyż z  Wyczółek szło jedno z  natarć banderowców . Stali oni za drzewami , które wtedy rosły wkoło kapliczki . Piętnaście pocisków w czasie próby wystrzału , nie odpaliły .W podobnej sytuacji był brat Tadeusz , stojący  z kolegą  po drugiej stronie wioski;  przy Tłoce , na ogrodzie „Anielki Tereszczynej”. Był nie skuteczny , z powodu niewypałów . Dodatkowo  ich sytuacja był bardzo korzystna  , gdyż oni byli schowani za grubymi dębami rosnącymi na końcu ogrodu  , a Ukraińcy na otwartym terenie. Gdyby nasi mieli sprawną broń , to wroga można było wystrzelać jak kaczki pływające na wodzie . Tadek zapytał kto idzie , odpowiedzieli „swój” . Na dalsze pytanie  : podaj hasło , odpowiedź „szara koza”.  Hasło było błędne i Tadek usiłował strzelać , ale niestety . Karabin milczał , a na odgłos szczęku zamkiem karabinowym , oni zaczęli strzelać z karabinu maszynowego .W tej beznadziejnej sytuacji nasi „obrońcy” musieli uciekać . Potem w czasie ucieczki spotkaliśmy Tadka w Pytlikowskim lesie . Byliśmy bardzo zmęczeni , głodni i zmoczeni . Mama , Gienek i ja , przez ogromne śniegi i przez młody i gęsty las , będąc u kresu sił uciekaliśmy w kierunku Huty Nowej . Dotarliśmy jednak  do naszej stryjecznej siostry na Izabeli , bo  tam było bliżej .

Większość mieszkańców naszej wioski była bardzo biedna . Utrzymywali się głównie z niewielkich kawałeczków własnej ziemi . Byli najczęściej bez robotnymi .Tylko kilka osób pracowało na kolei i w fabryce papierosów w Monasterzyskach . Część mężczyzn , młodych i zdrowych  , mając własne kosy i cepy , korzystała z dorywczych prac polowych . Od świtu do nocy pracując , o własnej kromce chleba i wodzie , może czasami mleka , zarabiali 1 zł dziennie . Tak więc trzeba było pracować 4 dni na jednego dolara .(Dziś tj. 15 lipca 2008 r. dopisuję , że wartość dolara spadła  do 2 zł .)

 Dobra krowa lub dobry garnitur kosztowały około 100 zł. Produkty rolne były bardzo tanie . Za 50 zł. można było w mieście przeżyć cały miesiąc . Stąd było w obiegu powiedzenie „ Czas  Witosa  to   rozkoszy , jedno jajko 10 groszy”.  Nauczyciel za jeden miesiąc pracy  dostawał około 130 do 300 zł. Mój profesor Jerzy Teisseyre pracując w biurze konstrukcyjnym  w fabryce samolotów , zarabiał miesięcznie 1500 zł. W tym czasie samochód Fiat  produkowany u nas w kraju kosztował 3500 zł. Opowiadał mi , że po otrzymaniu całej pensji, poszedł do kiosku po papierosy i stanął w kolejce . Gdy sięgnął po pieniądze , aby zapłacić , kieszeń była pusta . Złodziej zrobił swoje , ale on  mówił , że tym specjalnie się nie zmartwił .

Z tego co przedstawiłem  , widać ogromną rozpiętość w poziomie życia ludności w naszej przed wojennej Polsce . Na Kresach Wschodnich po wsiach , na ogół nie było światła . Stąd ludność aktywny tryb życia wiodła zgodnie obiegiem słońca . O świcie wstawano , a spać chodzono „razem z kurami” .Tylko nie liczni  i bogatsi mieli naftowe lampy i latarnie , którymi posługiwano się w obrządkach gospodarskich . W większości  wytwarzali  własne źródła światła .Do puszek lub jakichś okrągłych naczyniek wlewano naftę , ze szmaty robiono knot i przetykano go przez otwór w wieczku .Gdy on nasiąknął naftą , zapalano go i w ten sposób oświetlano mieszkanie .Takie urządzenie nazywano proćkiem . W bardzo biednych rodzinach , z drewna wycinano szczapy , suszono i następnie zapalano . W ten sposób zapalona sucha szczapa rozświetlała ciemności , na ogół jednego pomieszczenia , gdzie gromadziła się cała rodzina . Gdy się kończyła  , od niej zapalano następną , itd. Biedni , najczęściej starsi mężczyźni , ze względu  na  brak   pieniędzy nawet na zapałki , do zapalania papierosów lub rozpalania ognia , używali krzesidła . Ja też czymś takim się posługiwałem , głównie do zapalania ogniska . Wysuszoną hubkę (spróchniałe drewno) nadwęglano , podstawiano pod krzemień (twardy słoisty czarny- biały  kamień)  i twardym ostrym metalem (najczęściej pilnik) ostro pocierano po nim . Wtedy pojawiały się iskry , które rozżarzały  hubkę . Rozdmuchując ją , pojawiał się ogień  , który można było wykorzystać.

Większość domostw budowano z  gliny . Rozrobioną glinę mieszano z krótko ciętą słomą  i z takiej  mieszanki wyrabiano podłużne bochny (takie jak duży chleb) , z których walkowano  (budowano) , ściany  , sufity i podłogi . Takie domy składały się na ogół z dwóch izb . Jednak w zimie  kuchnia była jedynym pomieszczeniem w , którym  gromadziło się całe życie , wraz z sypialnią . Ciasnota była ogromna , ale było w miarę ciepło . Po trzy lub cztery osoby spały w jednym  posłaniu , głowami w różne strony . Reszta rodzeństwa na podłodze , na słomie lub na słomianych siennikach . Okrywano się pierzynami , kocami , płaszczami kurtkami lub innymi szmatami . Okna i drzwi były na ogół nie szczelne i gdy przyszły silne mrozy , w mieszkaniach było bardzo zimno . Pamiętam nawet u nas , mimo , że dom był murowany , to w czasie ostrych mrozów całe okna były oblepione grubymi warstwami lodu . Na  górnych  częściach szyb tworzyły się przepiękne ornamenty i wspaniałe układy  różnych kwiatów  i roślin . Aby można było wejrzeć na zewnątrz , trzeba było rozchuchiwać te wspaniałości  i przez okrągłe „otwory” widziano piękny zimowy świat i to co się na  zewnątrz  działo . Dlatego  te lichutkie lepianki musiały być ocieplane . W odległości około 20 centymetrów od zewnętrznej strony ściany wbijano kije i między te kije , a ścianę ubijano grubą warstwę z suchych liści . Taką ciepłą konstrukcję nazywano zahatą . Gdy przyszła wiosna , była ona przeznaczana na ściółkę dla bydła .Zgrabione w lesie  suche liście , kobiety nosiły  do swoich domostw na plecach , w dużych weretach(prześcieradła własnego wyrobu) .

Gdy przyszły długie zimowe wieczory , gromady kobiet zbierały  się po domach wykonując różne prace  : darcie piór , łuskanie kukurydzy , przędzenie nici przy pomocy wrzecion lub kołowrotków .  Przy nich gromadzili się kawalerowie  i starsi panowie , jako towarzystwo zabawiające ciężko pracujące panie .Było tam wiele radości , psikusów , psot , opowiadania bajek oraz różnych indywidualnych przeżyć i przygód . Pod koniec prac , kawalerowie odprowadzali swoje panny i tyle mieli osobistych przyjemności . Znaczna większość zabudowań była pod strzechą . Kominy z gliny i często dziurawe . Deszcze bywały ulewne , z groźnymi piorunami . To powodowało różne nieszczęścia , najczęściej   groźne pożary .Gęsta zabudowa powodowała szybkie rozprzestrzenianie się ognia na sąsiedzkie  domostwa . W takiej sytuacji ludność była bezradna  , gdyż największym problemem   był  brak wody  i  wyszkolonych ludzi do gaszenia ognia . Ludność donosiła wodę wiadrami , z odległych  studni . W tej sytuacji nie było żadnej możliwości uporania się z tym  groźnym żywiołem . Nasz ojciec , będąc wójtem  wysłał swojego bratanka , Józefa(o którym już pisałem) na kurs strażacki . Po powrocie , Józek zorganizował Ochotniczą Straż Pożarną i ją odpowiednio wyszkolił . Nawet straż , mimo w miarę dobrego wyszkolenia , bywała  bezradna wobec  braku  wody . Wtedy wójt załatwił u starosty pompę strażacką . Ośmiu strażaków mogło równocześnie nią pompować . Był to duży sukces , ale już zapalonego domu nie udawało się uratować . Strzecha i drewno  bardzo szybko było niszczone przez ogień . Udawało się jednak zabezpieczać sąsiednie budynki , dzięki czemu ogólne straty byłe znacznie mniejsze . Józek równocześnie zajmował się działalnością kulturalną . Stworzył zespół teatralny , który  również objeżdżał okoliczne wsie z przygotowanymi sztukami teatralnymi  i rozrywkowymi . Załatwił , z bibliotekarką w Monasterzyskach  , że mógł pobierać większą ilość książek , które  później  rozpożyczał  ludności wiejskiej  . W ten sposób krzewił kulturę i oświatę .

Cztery   razy w roku obchodzono bardzo uroczyście  święta : 3 Maja , Święto Zwycięstwa 11 listopada  , Matki Boski Zielnej 15 sierpnia i odpust  22 lipca w święto Marii Magdaleny . Obchodzono je uroczyście i hucznie . Najpierw nabożeństwa w kościele i długie procesje przez pola i wioskę . Szło się przez Zagumienki , aż do krzyża , który stał na drodze w kierunku na Hutę Nową , przy lesie Pytlikowskim , a wracano powrotną drogą , przez Burdygi  , do kościoła .  Potem  różne zabawy , gry i  tańce . Organizowano je  na dużej łące , na Tłoce , gdzie normalnie odbywał się wypas bydła , lub na Murawie , przed naszym domem (zdjęcie nr 27). Wioska była również jakoś zorganizowana . Mężczyźni pełnili nocną straż , kolejno od  sąsiada , do następnego sąsiada . Symbolem absolutnej władzy strażników  była duża drewniana laska , zwana Wartą .  Po ukończeniu warty , wartujący oddawał  symbol władzy następnemu sąsiadowi . W ten sposób Warta  „obchodziła” wszystkie domostwa po całej wiosce . Policji nie było ,  sądy w miastach zajmowały  się tylko poważnymi   sprawami . Drobne kradzieże , rozboje i inne przestępstwa były załatwiane przez wójta .Winowajcom wymierzano głównie chłostę  .Wójt zbierał radę wiejską , wyznaczał   dwóch lub trzech  zdrowych i rosłych mężczyzn , a potem  ich „lagi własnej roboty” , wymierzały sprawiedliwość . „Przestępcy” wiedząc co ich czeka , często ukrywali się . Jednak  wymiar sprawiedliwości  zawsze ich wytropił .

W 1941 r. 3 listopada  , chyba wczesnym popołudniem , przyszedł na ojca czas , aby pożegnać się z nami i tym  ziemskim  światem . Po  powrocie z niewoli ojciec chorował na nerki . Długo się leczył , bywał nawet w Stanisławowie w szpitalu .W krytycznym dniu leżał w kuchni , przy oknie , na bambetlu (był to rodzaj tapczanu ,z desek) .Cała rodzina była zebrana u jego łoża . Gdy ks. Kania przyjechał , nas wyproszono do pokoju . Po spowiedzi , komunii  św. i  namaszczeniu olejkami, ksiądz wyszedł do pokoju , a myśmy weszli do ojca. W czasie naszej modlitwy , po nie długiej chwili , usłyszeliśmy jęk i ojciec oddał ducha  Panu Bogu . Został pochowany na hutnieńskim cmentarzu . Wchodząc na cmentarz , po lewej stronie , w drugim rzędzie od naszego pola(zdjęcie nr 27) . Niestety burzliwa zawierucha wojenna nie pozostawiła nam żadnych pamiątek po naszych rodzicach . Jedynym widocznym śladem po  działalności urzędniczej ojca są jego dwa podpisy . Pierwszy na  „gminnym  akcie notarialnym”- Kontrakt kupna i ojca podpis z pieczątką gminy Huta Stara , co udało się Romkowi  gdzieś odszukać wśród starszych mieszkańców naszej Huty .  Pochodzi on z  roku 1930 , rok urodzenia brata Eugeniusza.

33)PODPIS OJCA  z prawej strony na dole na  akcie notarialnym.                                                                                 

Drugi podpis jako naczelnika gminy jest na legitymacji , z 1933r . W  roku moich  urodzin  (wtedy miałem 6 miesięcy) .

34)  DRUGI PODPIS OJCA

Ojcu i  matce oraz  braciom  moim  , razem  już przebywającymi : Tadkowi , Karolom  i Gienkowi  , niech dobry Bóg udzieli  pokoju i przyjmie ich do swego grona .

Mam nadzieję , że moi następcy będą nadal opisywać dzieje swoich pokoleń i tak może powstanie Saga Rodu  Romanowów  z gałęzi „Zgirechtów”, a potem „Wójtów” . Zgirechtami nazywano nas począwszy od naszego dziadka . Wzięło się stąd , że pod zaborem austryjackim dziadek był   urzędnikiem , może to ten , który jeździł do cesarza , do Wiednia ?.  Podczas wypełniania swoich obowiązków i  podczas próby wpływania na dziadka , aby zmienił swoją decyzję , może niekorzystną dla petenta , często powiadał , że prawo musi być przestrzegane . W oryginale brzmiało to tak „ girecht musi być”.   Girecht pochodzi  od słowa  niemieckiego  Recht – prawo , girecht – sprawiedliwy . Widać , że musiał to często powtarzać , i stąd nazywano go Zgirechta . Przezwisko to, z dziadka przeszło na ojca  . Zgirechtami byli również bracia ojca . Potem naczelnikiem gminy i wójtem był mój ojciec . Z racji  funkcji ojca , nazywano nas  „Wójtami”. Mówiono np. Bronek  Wójta, czy Tadek Wójta . Ja pamiętam , że mnie  nazywano  „Franku Wójcichy”. A to stąd , że mama była  żoną wójta , nazywano ją „Wójcicha” , a ja  byłem synem Wójcichy . Ciekawe jak te przezwiska powstawały ?. Czemu nie nazywano mnie synem „wójta”, lecz Wójcichy ? . Nie wykluczone , że  gdy byłem jeszcze dzieckiem zawsze trzymałem się maminej spódnicy i stąd chyba byłem Wójcichy , a nie Wójta .